Dzisiaj najlepiej sprzedającymi się książkami, są przeróżne poradniki kulinarne. Widać to w momencie, gdy przychodzimy na posiłek do zwykłego polskiego domu. Coraz rzadziej jemy „schabowego” lub „rosół”, a coraz częściej serwowane są nam potrawy kuchni włoskiej lub wyszukane dania azjatyckie, które zachwycają nas poezją smaku.
Z drugiej strony, najbardziej poszukiwanymi produktami współczesnego świata są przeróżne „diety cud”, które mają nam pomóc albo schudnąć, albo przybrać na masie – wszystko po to, aby lepiej wyglądać i lepiej się czuć. Diety pomagają w pozbyciu się złego cholesterolu, albo uzupełniają w nas to, czego organizm do tej pory nie miał. No dobrze, to wszystko co do ciała, a co z duchem? Czym karmisz swoją duszę i jaką dietę stosujesz, aby panował w tobie Boży pokój i harmonia? Może na początku nowego roku warto, byś zadbał o dobrą dietę dla swojej duszy?
Czym się karmimy?
Święty Ignacy z Loyoli zauważył, że nasza dusza jest bardzo podobna w strukturze do ciała, które „ćwiczone” wzrasta, nabiera elastyczności i lepiej funkcjonuje – jest po prostu zdrowsze. Dlatego polecił nam praktykowanie „ćwiczeń duchowych”, takich jak Msza, medytacja, rachunek sumienia czy różaniec. Na rekolekcjach ignacjańskich udziela się wskazówek w różnych dziedzinach, a nawet podane są „reguły o jedzeniu”. To oznacza, że dla naszego ducha ważne jest to, czym się karmimy – a to, czym się karmimy, powoduje, że mój duch jest albo blisko Boga, albo bardzo daleko, czyli funkcjonuje dobrze albo choruje. A jak sprawdzić, czy mój duch nie jest chory? Pokaż mi, czym się karmisz, a powiem ci coś o zdrowiu twojej duszy. Wchodzi do niej wiele różnych rzeczy i zanieczyszcza „skarb” – naszego ducha, dzięki któremu przecież jesteśmy podobni do Boga („Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych…” 2 Kor 4,7).
Jak zmienić tę dietę
,Jeżeli w ogóle nie modlisz się sercem, jeśli masz trudności na modlitwie i nudzi ci się ona, jeśli chodzisz smutny nawet po Mszy i Komunii, jeśli inni nie widzą przełożenia twojej wiary na twoje życie (modlisz się, a nie ma w tobie łagodności, pokoju, radości), jeśli ciągle masz trudności z erotyzmem i atakującymi cię obrazami nagości – to musisz zmienić duchową dietę. Przypatrz się więc, co wchodzi do twojego serca i czyni je nieczystym (por. Mk 7,18-23). Im bardziej zanieczyszczone jest twoje serce, tym mniej jesteś podobny do Boga i tym trudniej ci kontaktować się z Nim. Należałoby wtedy przyjrzeć się higienie oczu i radykalnie odrzucić oglądanie pornografii, konkretne zło w postaci ostrych gier komputerowych, filmów epatujacych wylgaryzmem lub robiących ze śmierci dobrą zabawę. Po rocznej „głodówce” od tych rzeczy – zobaczyłbyś efekt i dziękowałbyś Bogu, że nareszcie masz dużo czasu. To u panów, a co z paniami? U kobiet zanieczyszczenie serca najczęściej wchodzi przez uszy, dlatego panie musiałyby na rok porzucić plotkowanie, szukanie okazji do obgadywania za plecami oraz słuchania narzekań innych wraz z przytakiwaniem. Gdyby te wszystkie wskazówki przyjąć – wraz z modlitwą pojawiłby się czas na robienie czegoś dobrego, np. przyuczenie syna, aby umiał skręcić rower, czy nauczenie córki, jak ugotować zupę ogórkową.
Kolekcja grubych ryb
W jednej z przypowieści Jezus mówił: „podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłwszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili” (Mt 13,47-48). Aby rozpocząć dobrą dietę duchową, należy postąpić podobnie – siąść z Jezusem na brzegu swojego serca i odrzucić złe ryby, którymi najczęściej, niestety, się karmimy. Czasem jesteśmy wręcz obżarci „grubymi rybami”, które Kościół nazywa siedmioma grzechami głównymi. Popatrzmy przez chwilę na nie, zauważmy je, aby je odrzucić. Pierwszą złą rybą, którą się karmimy, jest pycha – w różnych postaciach i odmianach: „nie będę służył, bo co ja będę z tego miał”, „ja dobrze znam takich jak on” (szufladkowanie ludzi), „w sumie, to ja nie mam grzechów”, a na modlitwie w centrum uwagi jest „ja”. Kolejną tłustą rybą jest chciwość: „mam, więc wszystko mogę”, „nie potrzebuję niczyjej pomocy”, „Bóg? A po co mi On?”, „tamten nie może mieć lepiej niż ja”. Następnie nieczystość: „mój mąż nie musi wiedzieć wszystkiego”, „w relacjach z innymi zawsze mam asa w rękawie”, „ona musi coś ukrywać, nie ufam jej”. Dalej jest zazdrość: „smuci mnie to, że on osiągnął sukces”, „pochwalić go, a czy ktoś mnie w życiu pochwalił?”. Przechodzimy do nieumiarkowania w jedzeniu i piciu: „nie mam czasu na siedzenie z rodziną – zjem na mieście”, „ta dieta jest wspaniała, ale muszę znaleźć lepszą, to jest teraz mój życiowy priorytet”. Grubą rybą jest też gniew: „on mnie skrzywdził, nie ma mowy, żebym pierwszy się odezwał”, „poczekaj, będziesz mnie jeszcze o coś prosił”. Na końcu mamy obrzydliwą rybę lenistwa: „po co się tak wysilać?”, „trzeba tak robić, aby się nie narobić”, „wybieram to, bo to jest łatwiejsze i dla mnie wygodne”.
Ostra selekcja
Jeśli zlokalizujesz te „grube ryby” w swoim duchowym menu – wyrzuć je. Zbierz tylko te ryby, które nakarmią ciebie i dadzą pokarm innym, bo takie menu miał Jezus. Każdego dnia posilaj się modlitwą i postawą pokornej służby wobec tych, których znasz. Przypominaj sobie, że wszystko masz od Boga i od Niego zależy twoje życie. Zacznij ufać ludziom i bądź gotowy na zranienia – zresztą ty też potrafisz zranić. Karm się sukcesami innych i chwal ich, kiedy im coś wyjdzie. Spotykaj się z ludźmi przy jedzeniu i skup się na spotkaniu. Gniew nakierowuj tylko na zło i zawsze bądź gotowy przebaczyć. Na koniec podejmij trud o miłość tam, gdzie żyjesz – bo choć trudna i czasem niewdzięczna, tylko ona nasyci twoje serce.
Paweł Sawiak SJ
Szum z Nieba nr 144/2017
Views: 14