Jak sobie radzić z negatywnymi myślami?

Anselm Grün OSB

Nie jest łatwo wygnać z siebie negatywne myśli. Nie jest to też potrzebne. Powinniśmy na nie pozytywnie reagować. Nie powinniśmy ich dusić, ale mądrze się z nimi obchodzić, walczyć z nimi.

To, że powrócą, to nic złego. Nie możemy im w tym przeszkodzić. Wyraźnie mówi o tym abba Pojmen:

Przyszedł pewien brat do abba Pojmena i powiedział: “Mam wiele złych myśli i jestem przez to w niebezpieczeństwie”. Starzec wyprowadził go na dwór i powiedział: “Rozedmij pierś i pomieść w niej wichry”. On odrzekł: “Tego nie mogę uczynić”. Powiedział starzec: “Jeżeli tego uczynić nie możesz, to także i nie możesz zabronić myślom przychodzić: ale do ciebie należy stawiać im opór” (Apof. 602, Ger. 381).

Nie powinniśmy się dziwić żadnej myśli, która się w nas pojawia, nawet jeśli jest nie wiedzieć jak niska i nie fair, nie wiedzieć jak egoistyczna i brutalna. Nie powinniśmy popadać w lęk, jeśli odkryjemy w sobie nienawiść i zawiść, zazdrość i tajone urazy albo jeśli zauważymy, że życzymy komuś śmierci. Nie powinniśmy robić sobie wówczas wyrzutów, że nie wolno nam tak myśleć, że jesteśmy z gruntu źli, skoro mamy takie myśli. Nie powinniśmy dać się zastraszyć żadnej myśli obecnej w nas. Nic nam to nie da, a jedynie wpędzi w lęk i bezowocne samooskarżenia.

Właściwą reakcją będzie raczej przyznanie, że taka czy inna myśl jest we mnie, że życzę komuś śmierci, że czuję w sobie nienawiść, mam mordercze myśli, czuję zazdrość, chęć pognębienia kogoś. Dopuszczam do siebie myśl, ale nie działam zgodnie z nią. Walczę z nią, pytając o jej korzenie: Skąd przychodzi ta myśl, co ona mówi o mnie, jaka pozytywna siła w niej tkwi, jaka tęsknota się w niej wyraża i na jakie wewnętrzne rany wskazuje? Jak bardzo musi mnie ta rana boleć, że tak myślę o innych? Zamiast zakazywać sobie myślenia o tym, dopuszczamy myśl do siebie i możemy otwarcie z nią walczyć. Tylko tak możemy ją przezwyciężyć, nie trwając jednocześnie w ciągłym lęku, że znów się pojawi.

Niektórzy czują się wręcz opętani negatywną myślą, ponieważ pojawia się w najmniej odpowiednich sytuacjach. Jeśli wraz z Pojmenem patrzymy bez lęku na nasze myśli i otwarcie z nimi walczymy, nigdy nie zostaniemy “opętani” żadną myślą. Myśli nie staną się myślami natrętnymi, ale przeciwnikiem, z którym walczymy, ufając, że Bóg da nam zwycięstwo.

Istnieją jednak ludzie, dla których dopuszczanie do siebie myśli po to, aby z nimi walczyć, nie jest rzeczą dobrą. Powinni oni od razu odrzucać myśl, nie zajmując się nią. To, która droga jest lepsza, zależy od danego człowieka, od jego wytrzymałości i siły oporu. Jeden z apoftegmatów opowiada:

Abba Pojmen pytał abba Józefa: “Co mam robić, bo namiętności nacierają: czy mam się od nich odciąć, czy też je wpuścić?”. Starzec mu odpowiedział: “Wpuść je i walcz z nimi”. Abba Pojmen wrócił do Sketis i tam mieszkał: otóż przyszedł tam pewien tebańczyk i opowiadał braciom: “Pytałem abba Józefa, czy jeśli namiętności nacierają, powinienem się od nich odciąć czy też je dopuścić; i odpowiedział mi: «Pod żadnym pozorem nie pozwól im wchodzić, ale natychmiast odcinaj się od nich»”. Kiedy abba Pojmen usłyszał, że abba Józef tak odpowiedział tebańczykowi, wstał i poszedł do niego do Panefo. I powiedział mu: “Abba, zwierzyłem ci się z moich myśli, a ty inaczej odpowiedziałeś mnie, a inaczej temu tebańczykowi”. Starzec mu odrzekł: “Czyż nie wiesz, że cię miłuję?”. On odpowiedział: “Wiem”. – “A czyż mi sam nie powiedziałeś: «Daj mi taką odpowiedź, jak sobie samemu? »” Odrzekł: “Rzeczywiście”. A starzec mu na to: “Widzisz, jeżeli namiętności wchodzą, a ty borykasz się z nimi, czynią cię wypróbowanym: oto więc ci odpowiedziałem jak sobie samemu. Ale są inni ludzie, dla których nie jest pożyteczne nawet zbliżać się do namiętności: oni powinni odcinać się od nich natychmiast” (Apof. 386, Ger. 281-282).

Najwyraźniej abba Józef uważa, że metoda polegająca na dopuszczaniu do siebie namiętności i walce z nimi jest lepsza. Ale zakłada ona, że człowiek, który ją podejmuje, ma tak silne oparcie w Bogu, że nie zostanie pokonany przez myśli nakłaniające do ulegania namiętnościom, ale wykorzysta to, co jest w nich pozytywnego, i siłę, która w nich tkwi, uczyni swoją.

Trzecią możliwość radzenia sobie z myślami pokazuje nam abba Teodor. Zamiast od razu odcinać się od myśli albo wdawać się z nimi w bezpośrednią walkę, bawi się myślą jak piłką, którą w kółko łapie i odrzuca. Tym samym sprawia, że nie uderza już z taką siłą. Nie pozwala jej ostro się odbijać, ale chwyta ją miękko, tak by nie zrobiła mu krzywdy. A potem znów ją odrzuca:

Opowiadano o abba Teodorze i abba Lucjuszu z Enaton, że przez pięćdziesiąt lat oszukiwali pokusę i mówili: “Kiedy minie ta zima, pójdziemy sobie stąd” – a gdy było już lato, mówili: “Kiedy minie to lato, pójdziemy sobie stąd”. Tak robili przez cały czas ci godni wiecznej pamięci ojcowie (Apof. 298, Ger. 246-247).

Jeśli powiemy sobie, że w żadnym wypadku nie wolno nam stąd odejść, że w żadnym wypadku nie wolno mi się rozwieść, w żadnym wypadku nie wolno mi zrezygnować z powołania zakonnego, taka myśl może nas wpędzić w lęk. Nie wiemy, czy jesteśmy w stanie wytrwać w klasztorze czy w małżeństwie, czy też jest to ponad nasze siły. Jeśli nie wykluczamy rozwodu, ale mówimy po prostu: dobrze, ale dopiero w przyszłym roku, wtedy możemy z większym spokojem zająć się taką natrętną myślą.

Nie wolno dać się postawić w nieodpowiedniej chwili w obliczu decyzji rzutującej na całe nasze życie. Oczywiście, nie wolno również zawsze odsuwać od siebie momentu podjęcia decyzji. Ale często lepiej jest jednak osłabić siłę myśli, jak abba Teodor i abba Lucjusz, potwierdzając ją wprawdzie, ale nie idąc za nią w danej chwili.

Ta metoda okazuje się bardzo przydatna szczególnie w sytuacjach kryzysowych. Gdy ktoś doświadcza zamętu spowodowanego kryzysem, często traci głowę i pochopnie próbuje coś z tym zrobić. Później najczęściej żałowałby swojego kroku. Wszelkie autosugestie, że trzeba to zostawić, że decyzja była przecież właściwa, nic by nie dały. Przeciwnie: tym bardziej pchałoby to tego kogoś w odwrotnym kierunku, bo przecież stracił oparcie i nie da sobie wmówić, że może się trzymać tej przepaści. Wystarczyłoby przestrzec osobę znajdującą się w kryzysie przed kolejnym krokiem i pozostawić jej możliwość, by później poczyniła bardziej przemyślane działania.

Niekiedy nie pomaga nic innego, jak tylko pójścia za myślą, która kogoś martwi, i wypróbowanie jej:

Opowiadano o abba Gelazym, że go często dręczyła myśl, żeby odejść na pustynię. Więc pewnego dnia powiedział do ucznia: “Uczyń mi łaskę, bracie, i cokolwiek bym robił, znoś to przez tydzień i nie rozmawiaj ze mną”. Wziął więc kij palmowy i zaczął chodzić po dziedzińcu; kiedy się zmęczył, usiadł na chwilę, a potem znowu wstał i chodził. Wieczorem powiedział do siebie: “Kto idzie przez pustynię, nie je chleba, tylko zioła: ty jednak jesteś słaby, więc zjedz trochę jarzyn”. Zrobił to, i znów sobie powiedział: “Na pustyni nie śpi się pod dachem, ale na powietrzu: i ty więc tak śpij” – i ułożył się do snu na dziedzińcu. Przez trzy dni chodził tak po klasztorze, jadł wieczorem trochę cykorii i nocował pod gołym niebem; ale dłużej już nie mógł. Wtedy zganił myśli, które go poprzednio dręczyły, i odrzucił je, mówiąc sobie: “Jeżeli nie masz siły żyć jak pustelnik, to siedź spokojnie w celi, opłakuj swoje grzechy i nie włócz się tam i sam; bo oczy Boga wszędzie widzą ludzkie sprawy, nic się przed Nim nie skryje i zna On tych, którzy czynią dobrze” (Apof. 181, Ger. 201-202).

Wszystkie argumenty, że dana droga nie jest dla kogoś dobra, nie zdadzą się na nic. Nacisk, by pójść tą drogą, jest tak silny, że ustanie dopiero wtedy, gdy zostanie ona wypróbowana. Własne doświadczenie uczy lepiej niż wszystkie rady innych ludzi czy nawet własne argumenty, które przeciwstawia się natrętnym myślom. Wielu ludzi potrzebuje okrężnych dróg. Nie da się ich od tego odwieść. Muszą pójść naokoło, aby w ten sposób znaleźć właściwą drogę. Ważne jest przy tym, by nie podejmowali ostatecznych decyzji, a tylko sprawdzali, czy da się pójść daną drogą.

Visits: 7